Niekontrolowane i niepohamowane pragnienie zjedzenia czegokolwiek o każdej porze dnia lub nocy to nie jest zwykłe łakomstwo, ale nałóg. Bywa, że jest równie silny jak papieros. Sięganie po jedzenie zawsze ma na celu zaspokojenie głodu, nie zawsze jednak fizycznego. Chodzi o nakarmienie emocji, które sprawiają, że trudno poradzić sobie z codziennymi zadaniami. Gdy jest nam źle, sięgamy po coś smacznego. Uzależnienie to, jak każde inne, jest bowiem sposobem zapanowania nad lękiem, zmęczeniem, odzyskaniem poczucia bezpieczeństwa, kontroli.
Najpierw podjadamy w chwilach znudzenia, pobudzenia, zmęczenia, frustracji. Organizm zapamiętuje te zachowania, stają się one codzienną czynnością i utrwalają się. Szybciej, niż nam się wydaje, zaczynamy sięgać po żywność, wcale nie czując głodu, a niekiedy nie mając nawet apetytu. ,,Jedzenioholicy” zachowują się właściwie tak jak każdy, kto ma problem z innym uzależnieniem. Doskonale się kamuflują. Bywa, że na spotkaniach w większym gronie, przy suto zastawionym stole, przez całe przyjęcie zadowolą się liściem sałaty. Ale po przyjściu do domu pochłaniają blachę ciasta. Często są ekspertami w kwestii diet i tabel kalorycznych. Nie rozmawiają o swoim problemie, bo uważają, że ich nie dotyczy.
PUŁAPKI WYCHOWANIA
Przez całe życie smakołyki kojarzone są z okazywaniem uczyć. Gościowi podajemy nie tylko herbatę ale i „coś do herbaty”. Czekoladki to najbardziej uniwersalny prezent. Tak jesteśmy wychowani i sami też wychowujemy w przekonaniu, że coś dobrego to najlepsza nagroda. Kiedy dziecko jest grzeczne u dentysty lub przyniesie szóstkę, dostaje lizaka lub idzie z tatą na lody. Mózg szybko przyzwyczaja się, że smaczne jedzenie ma nam wynagrodzić trud i niepowodzenia, ma sprawiać, że poczujemy się lepiej. Sami siebie nagradzamy, gdy nie robią tego inni. Taka metoda nie pomaga w rozwiązaniu problemów, działa doraźnie. Zanim ,,owa” nagroda dotrze do żołądka, pojawia się poczucie winy, że ulegliśmy. Robimy sobie wyrzuty, widzimy w sobie kogoś słabego. Lekiem na te przykre odczucia jest… kolejny batonik. Jedzenie nie spowoduje marskości wątroby, raka płuc i nie sprawi, że znajdziemy się na dnie jak alkoholik czy narkoman. Jednak nadmierne jedzenie może prowadzić do problemów społecznych i chorób cywilizacyjnych: cukrzycy czy nadciśnienia. Jedzenie w przeciwieństwie do papierosów czy alkoholu jest nam niezbędne do życia. Nie możemy więc ot tak po prostu przestać jeść, tak jak – przy pewnej dozie silnej woli – przestać kupować papierosy i nie palić. Wtedy potrzebna jest terapia.
Terapeuta radzi
Uzależnienie od jedzenia dotyka coraz więcej ludzi. Częściej kobiety i osoby powyżej 45 lat. Polega na tym, że człowiek zaczyna tracić kontrolę nad tym ile i co je. Tego typu zaburzenie ma przede wszystkim podłoże psychologiczne, ale również istotne wydają się komponenty genetyczne i predyspozycje osobnicze. Ponieważ jedzenie potęguje wydzielanie się greliny, hormonu wzmacniającego uczucie przyjemności związanej z samym jedzeniem, trudno jest je ograniczyć, zwłaszcza osobom, które muszą regulować sobie nastrój. Jedzenie jest zawsze pod ręką i nie budzi podejrzeń, jak w przypadku sięgania po alkohol. Konsekwencje są jednak poważne. Chcąc pomóc, musimy być bardzo delikatni. Najlepiej byłoby spróbować nakłonić taką osobę do pójścia do dietetyka celem zrzucenia wagi. Rozsądny dietetyk zachęci pacjenta do regularnego wysiłku, a efekty będą sprzyjać decyzji o podjęciu terapii, ponieważ choroba ta jest głównie chorobą duszy, a nie ciała.